„Tylko przy tym, co zawsze dojdzie do swego końca, łatwo jest stwierdzić, jak to się zaczęło. Tylko że... gdzie jest początek tego, co nie kończy się nigdy?” Czy kiedykolwiek zastanawialiście się jakby to było być nieśmiertelnym? Uważacie tę cechę za przekleństwo, czy jednak szansę na lepsze życie? „Uranova” autorstwa Lenki Elbe, stanowi oryginalną, przekraczającą granice gatunkowe oraz kipiącą pomysłami radioaktywną powieść. Piszę tę recenzję kilka dni po przeczytaniu tej książki, ponieważ potrzebowałam chwili by się pozbierać. Czemu? „Uranova” jest trudną, ale zarazem piękną historią, o której szybko nie zapomnę. Poznajcie Henrego, który postanawia zmierzyć się z traumą i odwiedza Jachymów. To właśnie w tych okolicach, w sierpniu 1968 roku straciła życie jego narzeczona - Angela. Ostatnią rzeczą, jaką jej narzeczony słyszy od niej przez telefon, jest słowo „chleb”. Potem dziewczyna dosłownie zapadła się pod ziemię. Mężczyzna nie wie, że jego przyjazd do uzdrowisk zmusi go do bycia ob