Dzień dobry,
Dziś
przychodzę do Was z recenzją świątecznej książki, która swoją premierę
miała dość niedawno, dokładnie 17 listopada. Nie wiem jak dla Was, ale
dla mnie - jak na razie - lektura ta posiada najładniejszą okładkę ze
wszystkich świątecznych premier tego roku! Był to mój pierwszy kontakt z
tym duetem i aż żałuję, że wcześniej nie zgłosiłam się do recenzji
dwóch poprzednich książek tych autorek. „Święta w Port Moody” to coś
pomiędzy świąteczną opowieścią, a dość mocnym romansem.
O czym
właściwie jest ta książka? Opowiada ona o losach Abigail, dziennikarki,
która musi wrócić do rodzinnego miasteczka by zając się swoich chorym
dziadkiem. Żeby tego mało, kobieta liczy na awans, ale przed tym musi
napisać artykuł o magii świąt, a jest to trudne zadanie, ponieważ
bohaterka nienawidzi świąt.
Przez złamane serce Abigail, była
zmuszona opuścić rodzinne korzenie, przed dziesięcioma latami. Niestety
nic nie idzie po myśli głównej bohaterki i wisienką na torcie jest
spotkanie jej pierwszej miłości - Logana. Pomimo nienawiści, która ich
łączy, nadal czuć pomiędzy nimi chemię. Czy Abi zdoła oprzeć się
magnetyzmowi Logana? Czy fascynacja, tęsknota i pożądanie wezmą górę nad
zdrowym rozsądkiem? Czy wreszcie dowiedzą się, kto tak naprawdę stoi za
ich rozstaniem?
Nim opowiem kilka słów na temat swojej oceny,
mam pytanie do osób, które już znają tę historię. Czy Wy też, czytając
te książkę mieliście wrażenie, że macie do czynienia nie z romansem, a
świąteczną baśnią, podobną do tych, którą czytaliście lub słuchaliście,
kiedy byliście dziećmi? U mnie tak było i od kiedy skończyłam swoją
przygodę z tą pozycją nie mogę doczekać się śniegu za oknem,
świątecznych lampek, czy zapachu potraw gotowanych na wigilijny stół.
Książkę czyta się bardzo szybko... w sumie mogę przyznać, że książka czyta się sama. A to za sprawą świetnego duetu, dwóch utalentowanych pań. Jedna z nich nawet mieszka w Toruniu, więc chyba zacznę chodzić z książką w plecaku, by w razie czego poprosić o autograf😅 Ale wracając do duetu, jest to chyba pierwsza taka książka, w której nie da się zauważyć różnego stylu autorek i szczerze gdyby nie fakt, że na okładce są dwa nazwiska, mogłabym powiedzieć, że dzieło to jest owocem jednej osoby.
Historię
Logana oraz Abi poznajemy z dwóch perspektyw, co nadaje jej pewnego
uroku. Aż im zazdroszczę, że znaleźli się w tak urokliwym miejscu.
Podczas czytania tej lektury pragnęłam by znaleźć się obok nich i
podziwiać otaczające ich tło.
Książka ta spowoduje u Was uśmiech,
wypieki na policzkach, ale i smutek. Autorki w doskonały sposób ukazały
jak na drugiego człowieka wpływa choroba kogoś mu bliskiego, jak trudno
jest się kimś takim opiekować oraz jak każdego dnia taka osoba walczy ze
strachem przed śmiercią swojego bliskiego. Jednym z przesłanek tej
historii jest fakt, że musimy cieszyć się każdą chwilą i cieszyć się z
tego co mamy, a nie tym co sprawia nam smutek itd..
Jeśli chodzi o
zakończenie... kiedy skończyłam czytać tę historię musiałam zadać sobie
pytanie, co się tutaj tak naprawdę wydarzyło? Byłam bardzo zaskoczona i
mam nadzieję, że autorki jednak napiszą kolejną część tej książki.
Autorki kochane, nie możecie nas - czytelników - pozostawić w takiej
niewiedzy!
Czy książkę polecam? Jeśli lubicie książki ze świątecznym
klimatem, to koniecznie musicie przeczytać tę powieść. Jest to nawet
doskonały prezent pod choinkę. „Święta w Port Moody”, to idealna lektura
do przeczytania w grudniu, który już za chwilę, a jeszcze bardziej
polecam przeczytać go podczas ubierania choinki, czy szykowania potraw
na wigilijny stół.
Kto z Was czytał? Jak wrażenia? A kto dopiero zamierza? Zapraszam do komentowania🤓
Miłego dnia💕
Dziękuję wydawnictwu Muza za egzemplarz recenzencki🤗
Komentarze
Prześlij komentarz